Tytuł: Dopasowani Autor: John Marrs Tłumaczenie: Maciej Grabski, Maria Grabska-Ryńska Wydawnictwo: Książnica Ilość słów: 320 Moja ocena: 6,5|10
"Czasami trawa gdzie indziej wcale nie jest zieleńsza i trzeba zostać po swojej stronie płotu. A czasami trzeba zaryzykować i mieć nadzieję, że wygra się szczęśliwy los."
Książka rzuciła mi się w oczy jeszcze przed premierą (noo, i to grubo przed premierą). Pierwszym na co zwróciłam uwagę to oczywiście okładka, która jest niezwykle oryginalna i po prostu totalnie unikatowa. Jestem niemal pewna, że nigdy wcześniej z takową czy choćby z motywem dwóch różnych połówek jabłek, się nie spotkałam.
Generalnie rzecz biorąc głównych bohaterów jest paru, wątków również nie brakuje, ale wszystko zmierza do jednego głównego momentu, a mianowicie pewnej organizacji, która znajduje nam partnerów idealnie dopasowanych do nas genetycznie, a to wszystko za sprawą jednej substancji zawartej w organizmach obu połówek.
Jak daleko się posuniesz, by znaleźć miłość?Można więc szczerze przyznać, że fabuła do banalnych czy oklepanych nie należy. Oczywiście żeby nie było zbyt nudno owe testy nie łączą tylko i wyłącznie w klasyczne pary. Wracając jednak na chwilkę do bohaterów, niestety wiele na ten temat nie mogę zdradzić.
Od czasu, gdy naukowcy odkryli, że każdy człowiek posiada gen, który dzieli tylko z jedną osobą na całym świecie, miliony ludzi zdecydowały się na badania DNA, aby znaleźć idealnego partnera. Oto pięć kolejnych osób znajduje swoje drugie połówki. Okazuje się jednak, że perfekcyjnie dopasowane bratnie dusze, które wskazały testy genetyczne mają swoje sekrety. Niektóre szokujące a nawet bardzo niebezpieczne...
Zacznijmy więc od Mandy, która niedawno się rozwiodła i szuka swojej idealnej połówki, jednak nie wszystko idzie po jej myśli. Myślę, że jej historia była nieco zbyt podkoloryzowana, aczkolwiek nic więcej nie mam tu do narzucenia. Powiem tylko, że było to odrobinkę zagmatwane.
Jade i jej połówka to kolejna dosyć ciekawa historia, która ukazuje nam, że nie zawsze jest cudownie, że dopadają nas niezbyt przyjemne sytuacje, na które wypływu nie ma żadna ze stron.
Z kolei jeśli chodzi o Christopera to jego część tej powieści lubiłam najbardziej, oczywiście nie bez powodu. Według mnie była po prostu najciekawsza i najbardziej godna uwagi, bo inne ukazywały nam dosyć przyziemne problemu.
Nick - tu raczej szału nie było, ani nie było tu zaskoczenia ani niczego, oprócz jednej wielkiej dramy rodem z tasiemca. Przez te części starałam się przebrnąć tak szybko jak to było możliwe.
Lubiłam też część z Ellie, nie była ona szałowa, ale zawierała w sobie nutę tajemnicy, która wydała się dopiero na końcu książki, szczerze mówiąc nawet się nie domyślałam, co tam się tam działo i to właśnie podobało mi się najbardziej. Jej nieprzewidywalność tylko zapunktowała owej powieści.
"Powinowactwo genetyczne nie zważa na płeć, kolor skóry czy to, jakiego boga zdecydowałeś się czcić. Połączyło ludzi wszelkich ras i wyznań w jedność jakiej świat dotąd nie znał."Z twórczością tego autora spotkałam się po raz pierwszy (może ze względu na to, że z tego co wiem to debiutancka powieść, kto wie) i prawdę mówiąc nie mam zbyt wiele do zarzucenia - bohaterowie byli ciekawi i barwni, pióro lekkie i przyjemne dla czytelnika, a akcję utrzymywał w szybkim i płynnym tempie. Ta książka pozostaje raczej w neutralnym stadium, podobała mi się, nie mam nawet wielu uwag co do niej oprócz tego, że momentami mnie lekko zanudzała i się męczyłam.
Reasumując, nie czuję potrzeby żeby polecić ową książkę, ale uważam, że w ramach odskoczenia od swoich ulubionych gatunków, jest dosyć ciekawą pozycją do przeczytania. Myślę, że warto wyrobić sobie własne zdanie, bo raczej do najgorszych nie należy :)
Pozdrawiam, Sara ❤
Raczej i mi nie do końca ta książka by się spodobała. Odpuszczę ją sobie, za wiele pewniaków mam na półce :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa