Do sięgnięcia po tę książkę zachęcił mnie głównie opis, ale w dużej mierze przyczynił się do tego instagram i fakt, że ludzie naprawdę chwalili tę powieść, zatem gdy trafiła na październikową listę, spodziewałam się mocnej i ciekawej książki.
Mamy tu w sumie parę historii, które oczywiście się ze sobą łączą gdzieś tam po drodze. Zacznijmy jednak od Willarda, od którego zaczyna się owa historia, poznajemy go, gdy wrócił z wojny i spotyka swoją przyszłą żonę, jednak bardziej interesujące fakty pojawiają się wraz z narodzinami syna i choroby Charlotte, wówczas Willard zmienia się w prawdziwego religijnego fanatyka i biedny Arvin musi w tym uczestniczyć. Ogólnie bardzo nie lubię motywów religijnych, więc średnio podobał mi się ten motyw. Potem fabuła skupia się właśnie na Arvinie, który musiał zamieszkać u babci, obserwujemy jak z dzieciaka zmienia się w przystojnego, cichego mężczyznę aczkolwiek trochę porywczego, co później wychodzi na wierzch, polubiłam go mimo wszystko, był dobrym chłopakiem, który nie miał niestety dobrego przykładu ojca.
Następnie Carl i Sandy, oni to już w ogóle byli nieźle popaprani, zwłaszcza Carl, to seryjni zabójcy, którzy mają już dosyć pokaźne portfolio. Jak już zauważyliście nie skupiam się jakoś wybitnie na bohaterach, a to głównie dlatego, że nie do końca tego się spodziewałam, moje oczekiwania również niezbyt się spełniły, w zasadzie w większości to po prostu nie było to.
Pióro autora nie było w sumie złe, może nie powalał na samym wejściu, ale jak wspomniałam okazało się być na takim dosyć średnim poziomie, posługiwał się nawet lekkim językiem, aczkolwiek dialogi są nieco sztywne. Ogólnie nie czułam zbytnio klimatu. Przyznam, że jestem trochę zła, bo liczyłam na coś mocniejszego, nudziłam się momentami, motyw fanatyzmu religijnego można byłoby to rozwinąć skoro już się tu pojawił. Jedna książka, parę historii, które wbrew pozorom są połączone i tam gdzie się zaczęło tam też się kończy, dodam tylko, że są to czasy powojenne i jak zapewne się domyśliliście dzieje się to w Stanach.
Wrócę ponownie do stylu autora i tego jak prowadził akcję, no cóż mnie nie potrafił wciągnąć, nie budował we mnie napięcia, ani jakoś mnie nie przekonał do czytania z zapartym tchem. Antonio Campos pracuje nad ekranizacją, oczywiście nie mogłam przejść obok obojętnie i sprawdziłam nawet obsadę, przyznaję, że to właśnie gwiazdorska obsada mnie najbardziej skusiła i na pewno obejrzę. Dobrze, nie odchodząc jednak od tematu, autor mimo lekkiego języka i przystępnego pióra nie oferuje nam zbyt wiele. Mnie na pewno nie kupił, zatem aby sprecyzować swoje myśli – jak dla mnie szału nie ma, zwykła troszkę nudnawa książka, która nawet bohaterów ma nieco mdłych.
Reasumując, w tym momencie muszę się znowu powtórzyć, ta książka była po prostu bardzo nijaka, według mnie nie było to mocne ani wciągające, doczytałam tę książkę szybko i bez przekonania. Emocje troszkę jak na grzybach, więc napięcia tu raczej nie doświadczycie. Niemniej jednak okładka jest dosyć interesująca, nietypowa z całą pewnością działa na korzyść. Nie będę niepotrzebnie przeciągać, no mnie nie kupiła, była nijaka, ja od siebie szczerze mogę powiedzieć, że nie polecam, to nie było to co nam obiecano w opisie.
Pozdrawiam, Sara ❤
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)