"To było miejsce, do którego należało jej serce. Jeśli ją kochał, musiał pozwolić jej odejść."
Już sam opis bardzo mocno mnie zaciekawił, jednakże gdy wzięłam się za czytanie to już ciężej mi szło i musiałam ją choć na chwilę porzucić, gdy jednak zrobiłam drugie, a nawet i trzecie podejście moje odczucia się zmieniły dopiero koło trzechsetnej strony wzbudziła we mnie porządną ciekawość i chęć kontynuacji czytania.
Sorcha w sumie jest najważniejsza postacią w tej książce, to siódme dziecko siódmego syna – Lorda Colluma, który oczywiście wolałby aby to był syn. Poznajemy ją, gdy jest jeszcze dzieckiem, ale takim bardzo inteligentnym i w sumie utalentowanym. Dziewczyna jest uzdrowicielką, która bez względu na młody wiek jest pod tym względem wręcz nie do zastąpienia. Przyznam szczerze, że to naprawdę interesująca postać, która na długo zapada w pamięci, bo widzimy cały proces jej dojrzewania, rozwijania się i w tym momencie rozwinęła się więź między czytelnikiem, a bohaterem. Dziewczyna ma aż 6 braci, z którymi łączą ją nie tylko więzy krwi, ale także takie, które mają o wiele głębsze znaczenie. Lud Sorchy był specyficzny, szczerze wierzyli w Czarowny Lud, sama główna bohaterka miała z nimi naprawdę wiele wspólnego, ale wiadomo, że o ty musicie przekonać się sami. Uwielbiam silne bohaterki, a Sorcha jest idealnym przykładem upartej, charyzmatycznej i hardej bohaterki, która mimo wielu przeciwności idzie dalej.
Oczywistym faktem jest to, iż nie jest to jedyna istotna postać, wiadomo, że sporą rolę odgrywali jej bracia, którzy również byli bardzo uparci, ale również niezwykle zróżnicowani, ponadto warto wspomnieć chociaż troszkę o samym Lordzie Collumie, który już lekko podchodził pod tyrana, który mimo wszystko był dobrym władcą. To porywczy mężczyzna, lekką trącił brutalnością i brakiem wszelkich skrupułów. O Czarownym Ludzie wiemy w zasadzie tyle co nic, a oni również byli tu dosyć istotni.
Z tego co wiem i z tego co mówi nam okładka – ta książka jest pierwszym tomem cyklu Siedmiorzecze co w sumie nie jest żadnym odkryciem, ale także chodzi o fakt, iż owa historia wzorowana była na pewnej bajce/baśni czy nawet irlandzkiej legendzie, którą w sumie znałam, ale tylko pobieżnie. Mimo, że na początku średnio polubiłyśmy się z tą książką, to wraz z czytaniem coraz bardziej się wciągałam. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Juliett Marillier i muszę przyznać, że dopilnuję aby nie było ostatnie, historia Sorchy i jej braci bardzo mnie wciągnęła. Ma lekkie pióro, ale to zdecydowane, prowadzi akcję (na początku) dosyć monotonnie, ale to na szczęście potem się rozwija i przyspiesza. Okładka jest przyjemna, taka delikatna i napawająca spokojem. Myślę, że zapada ona również w pamięci zupełnie jak sama historia.
Przyznam szczerze, że chyba już nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć bez zdradzania zbyt wielu istotnych informacji. Reasumując zatem, nie zniechęcajcie się do niej tak od razu, jest to książka, która rozwija się dosyć powoli, co potem ulega zmianie i wręcz pędzi zbyt szybko w porównaniu z początkiem. Bardzo się z czasem w nią wkręciłam, historia Sorchy i jej braci jest pełna przygód i być może nie do końca zbyt pozytywnych, bo mimo wszystko to dosyć smutna powieść, która kończy się dosyć interesująco i otwiera wiele naprawdę fajnych wątków, które zapewne będą kontynuowane. To też troszkę cegiełka, ale gdy przejdzie się przez ten „okres przejściowy” to długość kurczy się naprawdę szybko. Bohaterowie zostali ciekawie wykreowani, byli barwni i z przyjemnością śledziło się ich losy. Czuję się zobligowana w sumie do polecenia Córki Lasu, bo to interesująca książka, która potrafi wywoływać emocje i zaciekawienie, o reszcie plusów przeczytaliście już wcześniej. Zatem skończę już i szczerze polecam, mnie w zasadzie dosyć zaskoczyła.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)