"Będę życzliwa, będę odważna, będę niepowstrzymana."
Zauważyłam tę książkę już gdzieś pod koniec 2019 roku i już wtedy bardzo wpadła mi w oko, głównie dlatego, że ta okładka jest po prostu śliczna. Wzięłam się za czytanie niemalże od razu, gdy do mnie przyszła, bo nie mogłam się powstrzymać.
Lottie Pumpkin, trzeba przyznać, że brzmi to odrobinę śmiesznie – to nastolatka, której największym marzeniem jest nauka w Rosewood Hall. Jest niezwykle energiczna i optymistycznie nastawiona do prawie wszystkiego. Oczywiście na wszystko musi sobie zapracować – stypendium i te sprawy. Muszę przyznać, że niezwykle polubiłam jej postać, nie jestem do końca pewna dlaczego, ale przypuszczam, że po prostu bardzo podobała mi się jej beztroska. Mimo wszystkich miłych aspektów, Lottie ma dosyć smutną przeszłość niestety – straciła matkę, a co do ojca to nie jestem pewna, została z macochą (nie, nie jest to powtórka z kopciuszka). To inteligentna dziewczynka, ma czternaście lub piętnaście lat, ale jak na ten wiek jest niezwykle błyskotliwa i zaradna, no i przede wszystkim odpowiedzialna.
Następnie mamy Elizabeth Ellie Wolf(son), następczynię Maradawskiego królestwa, która mimo królewskiego pochodzenia jest dosyć nieokrzesana i głośna, to typ buntowniczki – we wszystkim stara się stawiać na swoim i w ten sposób właśnie trafia do Rosewood Hall i to do pokoju z Lottie Pumpkin, która o dziwo trochę hamuje zapędy młodej księżniczki, no i ma na nią naprawdę dobry wpływ. Trzeba przyznać, że mimo braku jako takich manier czy ogłady Ellie jest naprawdę inteligentna i pojętna. Warto wspomnieć, że więź jaka łączy obie te dziewczynki – niezbyt często się zdarza, iż dwie osoby, wiąże tak silna przyjaźń. Skupiając się jednak znowu trochę na Ellie, która według mnie jest ciekawą postacią i przyznam, że ciężko jej nie lubić, głównie ze względu na interesujący charakter.
Po przeczytaniu opisu spodziewałam się czegoś innego, według mnie jest dosyć mylący i też nie do końca oddaje fakty z książki, ale nie jest to aż tak rażące i można na to przymknąć oko. Fabularnie to ciekawa powieść, przede wszystkim najbardziej podoba mi się motyw przyjaźni, który w Księżniczce Incognito jest wyszczególniony i mocny, ale są też szczegóły, które autorka chyba trochę ściągnęła z Harrego Pottera – mam tu na myśli przede wszystkim motyw prefektów poszczególnych domów no i ich patronów, ale być może jestem nieco przewrażliwiona, warto jednak zwrócić na to uwagę. Connie Glynn ma zaskakująco przyjemne pióro, w dodatku sprawnie i żwawo prowadzi akcję, to jej debiut jak mniemam i przyznam, że to naprawdę mocny debiut.
Co do okładki – nie muszę chyba zbyt wiele mówić, jest prosta i naprawdę bardzo ładna. Przyznam, że gdy tylko ją zobaczyłam to wiedziałam, że po prostu muszę ją mieć, co więcej następne dwa tomy są utrzymywane w tym ładnym i w miarę zminimalizowanej formie.
Reasumując, bardzo wciągnęłam się w pierwszy tom Kronik Rosewood, muszę przyznać, że oprócz okładki najbardziej podobała mi się ta silna więź między bohaterkami. Autorka wykreowała postacie lekką ręką, ale nie byli nijacy czy sztywni – wręcz przeciwnie. To książka z rodzaju tych nieco lżejszych, ale przyjemnych w odbiorze. Connie używała prostego języka i wplatała w historię nawet trochę humoru. Myślę, że jest to w sumie książka także dla nieco młodszych odbiorców. Nie mogę się doczekać kontynuacji, głównie dlatego, że ciekawi mnie jak rozwinie się królewska przygoda Lottie i Ellie, no i pojawił się motyw miłości, który może i was zaciekawi. Szczerze polecam tę książkę, osobiście nie mogłam się od niej oderwać no i powtórzę, czekam na kontynuację. To lekka i przyjemna książka (według mnie) dla każdego.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)