"Fakt, że pytasz - powiadał takich razach Jiang - świadczy o tym, że nie jesteś gotowa na odpowiedź."
Nie macie pojęcia jak dawno wojny makowe powinny być przeze mnie przeczytane. Jakoś tak się jednak zawsze je odkładało w czasie i zabierało za inne pozycje, które musiałam skończyć. Chociaż to trochę usprawiedliwienie, bo czasu zawsze bym choć troszkę znalazła. Wcześniej jednak nawet nie wiedziałam jak wygląda okładka, spod skrzydeł jakiego wydawnictwa zostało wypuszczone, kto jest autorem i co najważniejsze - o czym jest treść.
Rin jest sierotą wojenną, która nie ma ani wesołej przeszłości, ani kolorowej przyszłości. Pracuje w sklepie, aby jakoś przysłużyć się rodzinie w której żyje. Aby odciążyć domowy budżet Fangowie decydują się wydać dziewczynę za mąż za trzy razy starszego mężczyznę. Chcąc uniknąć swojego przeznaczenia, nie mając grosza przy duszy, decyduje się na desperacki krok - chce wziąć udział w egzaminach keju i dostać się na najlepszą uczelnię jaką jest Sinegardzka Akademia Wojskowa. Ma o wiele mniej czasu niż rówieśnicy, a jednak udaje jej się. To jednak dopiero początek, bo poza nowym miejscem są też nowi ludzie, nowe wyzwania i.... problemy. Jak sobie z nimi poradzi? A może wszystko jeszcze bardziej się zagmatwa? Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem?
"Jeżeli istniejecie, jeśli naprawdę jesteście gdzieś tam, na górze, pomóżcie mi. Wskażcie mi drogę ucieczki z tego zasranego grajdołka. A jeśli tego zrobić nie możecie, sprawcie przynajmniej, by inspektor importu zszedł na atak serca."
Mój początkowy nieuzasadniony sceptycyzm powinien w tym momencie wstać i zdzielić mnie po głowie, bo już po pierwszych stronach książka pochłonęła mnie całkowicie. Chciałabym to tak ładnie ubrać w słowa, ale nie wiem od czego zacząć, więc po prostu mam nadzieję, że nie powstanie z tego bezładna plątanina wyrazowa.
Pierwsza rzecz na którą zwróciłam uwagę, to miejsce całej historii. Nie tylko okładka i nazwisko autorki, ale też miejsca i postacie są nasycone kulturą Chin. Jak dla mnie to ogromny plus, bo wreszcie pojawiła się zmiana kontynentu na którym wszystko się toczy. Może nie dla wszystkich ma to znaczenie, ale jest to smaczek dla osób, które lubią kulturę wschodu, albo chociaż filmy z Brucem Lee.
W tej pozycji pojawiają się również odniesienia do innych dzieł i początkowo nie wiedziałam czy są one wymyślone na potrzeby twórczości, czy istnieją naprawdę. Niedługo jednak pojawiło się dzieło genialnego stratega Sun Zi, które sama mam na swojej półce dawno przerobione. Omawiane zagadnienia pozwoliło mi zobaczyć sprawy z innej perspektywy niż dotychczas i jeszcze raz sięgnąć po książkę. (którą swoją drogą polecam ^^)
Na bohaterach nie chcę się za bardzo skupiać, bo nie ma za bardzo się czego przyczepić. Jest cała masa imion i nawet jeśli w jednym momencie wydają się ważni, to zaraz znikają. Trochę jak w życiu. Nie poznajemy ich od strony psychicznej, ale to nie razi, bo podczas całej tej historii możemy dobrze się im przyjrzeć z zewnątrz.
Sama Rin zasługuje na podziw za ciężką pracę i samodyscyplinę. Oczywiście nie myślcie, że jest to chodzący geniusz, bo droga nie jest łatwa, a i dziury się w niej pojawiają. Wraz z rozwojem wydarzeń moje podejście do protagonistki się nie zmieniało, ponieważ nie robiła niczego, czego nie zrobiłabym na jej miejscu.
"-Jestem mistrzem tradycji - rzucił Jiang - Z tego wynikają pewne przywileje.
-Takie jak unikanie wykładania własnego przedmiotu?
Jiang zadarł głowę i odparł zadufanym tonem :
- Nauczyłem wszystkich z jej roku, jak smakuje gorycz zawodu oraz, co jest lekcją znacznie bardziej istotną, że nie są tak ważni, jak im się niekiedy wydaje."
Opisy jak i dialogi są bardzo wyważone. Nie razi brak ani nadmiar żadnego z nich. Do tego rozmowy nie brzmią sztucznie, a wiele razy wprowadziły mnie w stan ogólnej wesołości. Nie brak oczywiście filozoficznych pytań, które trzeba zgłębić. Przez to wszystko tak się wciągnęłam, że nie zauważyłam kiedy z pierwszej w nocy zrobiła się siódma rano (i to dwukrotnie).
Całość ma ogromny potencjał i dalsze części, także nie daję tej książce maksimum, bo wierzę, że ma jeszcze więcej do zaoferowania.
Jest to debiut Rebecci F. Kuang i przyznam, że pozycja zasługuje na ogromne uznanie i uwagę. Z niecierpliwością czekam na Republikę Smoka, która mam nadzieję ukaże się już niedługo. Swoją drogą, to nawet dobrze, że odkładałam tyle ten tytuł. bo teraz bym pewnie była bardziej zdenerwowana, że trzeba czekać na kontynuację ^.^
Po raz kolejny Fabryka słów spisała się na medal (trochę się czuję, jakbym czekała od nich na jakąś słabą pozycję, ale to nie tak),
Pozdrawiam cieplutko, Klaudia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)