Tytuł: Z zimną krwią Autor: Tess Gerritsen Tłumaczenie: Monika Krasucka Wydawnictwo: HarperCollins Liczba stron: 237 Ocena:10/10
-Och! - westchnęła - Co za hipokryzja.
-No pewnie. Ja bym się nie spodziewał, że moja żona rzuci pracę, którą lubi, żeby gotować mi kolacje i co wieczór na mnie czekać.
-Naprawdę?
-To nie miłość. To posiadanie.
-Myślę, że twoja żona musi być bardzo szczęśliwą kobietą.
-Mówiłem tylko teoretycznie.
-Chcesz powiedzieć, że... to tylko teoretyczna żona?
Potwierdził skinieniem głowy.
Po ostatnim kryminale przełamałam się na tyle, że byłam w stanie sięgnąć po kolejną pozycję w tym stylu i to już bez myśli, że może nie jest to najlepszy pomysł. Wybrałam coś, co nie wiało nudą z opisu i tak w moje ręce trafiło powyższe dzieło.
Jeden z najpiękniejszych dni w życiu Niny jakim miał być jej ślub nadszedł. Pan młody jednak się nie pojawia informując swoją narzeczoną, że musi wszystko przemyśleć raz jeszcze. Ślub okazuje się niewypałem w przeciwieństwie do bomby, która wybucha kilka chwil po tym, gdy panna młoda wychodzi z kościoła.
Gdy odpowiednie służby pojawiają się na miejscu, kobieta zaprzecza jakoby miała mieć jakichś wrogów podobnie jak jej narzeczony. Atak nie okazuje się jednak przypadkiem, gdy Nina zaczyna doświadczać wielu niebezpieczeństw. Kto ma motyw? Czy gliniarz Sam rozwikła zagadkę?
Początki książki szły bezproblemowo. W sumie dalsza treść również, jednak już po kilkunastu kartkach zaczęłam zastanawiać się czy to na pewno thriller tak w zupełności. Według wydawnictwa - tak. Postanowiłam jednak się upewnić i wróciłam do samiuteńkiego początku, gdzie czarno na białym rzuciły mi się dwie rzeczy, a mianowicie tytuł oryginału Keeper of the Bride, co bardziej sugerowałoby Opiekuna panny młodej i słowa Harlequin Intrigue. Byłam więc nastawiona na thriller, a tutaj nawet się romans trafił. W dodatku co tu dużo mówić - wciągający jak cholera.
Napisałam podczas recenzji Catherine, że gdy tylko trafi się harlequin bez porcji żenady przez którą czytelnik ma ochotę zapaść się pod ziemię, to zacznę je oznaczać etykietką #no_kryndż. Nie sądziłam, że stanie się to tak szybko, ale oto jest. Historia w której bohaterowie są normalni, a ich dialogi tchną nadzieją na to, że jeszcze potrafią ze sobą rozmawiać.
Największym minusem i chyba jedynym jaki dostrzegłam to okładka, która jest bardzo zimna i kojarzy mi się z brutalnymi treściami, których na dobrą sprawę nie było tutaj prawie wcale. Opowieść jest ciepła, ciekawa i nie wymyślę już niczego więcej na c. Zdjęcie zrobiłam w delikatnych barwach, żeby choć trochę dało się odczuć nastrój fabuły.
Wszystko zajęło mi dwa dni, a i tak uważam, że się ociągałam. To również pozycja idealna na chwilę relaksu, jednak nie uważam jej za jednorazówkę. Historię przeczytałabym po raz kolejny i raczej nie uważała jej za męczącą.
Wygooglowałam autorkę, a tytuły książek oraz ich okładki sugerują thrillery i romanse. I okej. Warto to zapamiętać. Uważam ten wybór za chwalebny strzał w dziesiątkę i taką ocenę dzisiaj daję.
Bez żadnych wątpliwości - polecam!
Klaudia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)