Tytuł: Rozmowy z przyjaciółmi Autor: Sally Rooney Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal Tłumaczenie: Łukasz Witczak Liczba stron: 320 Ocena: 10|10
Nikt nie dzwonił. Czekanie miało coraz mniej z czekania, coraz więcej z życia takiego, jakim ono jest: rozpraszamy się różnymi zadaniami, a tymczasem to, na co czekamy, wciąż się nie wydarza.
Mieszkająca w Dublinie Frances ma dwadzieścia jeden lat i chłodny umysł obserwatorki. To jedno z pierwszych zdań, które można przeczytać w tyle. Myślę, że lepiej oddaje ogół naszej bohaterki, niż ja bym to zrobiła. Występuje na slamach poetyckich ze swoją byłą dziewczyną Bobbi. Pewnego dnia poznają Melissę i jej męża Nicka. Zwykłe spotkanie zmienia jednak nie tylko życie Frances, ale też jej postrzeganie własnych emocji.
Ciężko napisać cokolwiek, co brzmiałoby w miarę sensownie i jednocześnie nie sprawiło, że książka i jej treść będą uznane za chłam. Podobnie czułam się pisząc recenzję Srebrnej dziewczyny. Coś mnie urzekło, ale nie wiem co - nie potrafię tego złapać.
Gdyby historia napisana byłaby z perspektywy trzeciej osoby, to pewnie nie lubiłabym protagonistki. Pisana z perspektywy Frances czuję się jakbym dostawała w brzuch z każdym kolejnym rozdziałem. Gdybym mogła spojrzeć na to z dystansu, to pewnie ubolewałabym nad naiwnością bohaterki i nad samotnością w świecie, ale wchodząc w jej skórę czuję tylko pustkę i nie potrafię za nic jej potępić. Mam wrażenie, że zachowałabym się tak samo jak ona, czuła to samo. To dość frustrujące. Brzmi jak bełkot? Mam nadzieję, że nie.
Według ciebie kochać, to pozwalać drugiej osobie, żeby miała cię w dupie - oznajmiłam.
Będąc w pracy myślałam nad rzeczami, które muszą zrobić. Wkradła się myśl o dokończeniu Rozmów z przyjaciółmi. Niestety czas gonił zmuszając mnie do zaprzestania czytania w bardzo decydującym momencie, który miał być całkowitym zwrotem akcji. Zaczęłam myśleć o dziewczynie i całej historii. Dopiero wtedy dotarł do mnie jej sens. Dorosły mężczyzna zdradza swoją żonę z młodziutką studentką. Nie da się ukryć, że to brzmi źle. Tutaj zaczyna się jednak cały problem, bo nie wiedziałam w której roli się postawić. Z jednej strony rozumiałam Frances, a z drugiej czułam się jak zdradzana Melissa. Mogłabym zrzucić całą winę na Nicka, a jednak budził we mnie współczucie. Sprawiał wrażenie nieszczęśliwego życiowo. Jakby była jakaś pustka, której nie mógł wypełnić. Jakby całe szczęście jakie do niego przychodziło było tylko chwilowym zaspokojeniem.
Dialogi były niczym rozmowa sama ze sobą. Czułam się każdą postacią jednocześnie nie będąc mimo wszystko żadną.
Najbardziej irytującą bohaterką wydawała się być Bobbi, która o ironio! przypominała mnie samą. Parszywe uczucie podczas szukania swoich papierowych odpowiedników.
Co do samej okładki, to muszę powiedzieć, że pierwszy raz nie uważam, żeby żółty kolor wyglądał szpetnie, a wręcz przeciwnie.
Nie jestem zaskoczona, że książka dostała tak wiele pozytywnych recenzji. Możemy znaleźć zachwyty samej Sary Jessici Parker, czy też Taylor Swift. Choć gwiazdą nie jestem, to również dołączam się do gorących poleceń. Chyba naprawdę potrzebuję więcej podobnych pozycji.
To już druga w ostatnim czasie powieść do której nie mam żadnych zastrzeżeń i dostała pełną dziesiątkę. Czuję się jakbym nimi szastała, a naprawdę rzadko zdarza mi się coś polecać z pełnym przekonaniem, dlatego tym bardziej zachęcam.
Trzymajcie się ciepło. Pozdrawiam, Klaudia ^_^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)