"Twoją krew widziałam ? Mam nadzieję, że cholernie boli."Przyznaję, że gdy zobaczyłam zapowiedź „Nieugiętej”, to poczułam pewną nostalgię, bo parę lat temu był niezły hype na wampiry i tym podobne, wiedziałam, że mi się spodoba i w sumie się nie myliłam.
Sara Grey to siedemnastoletnia dziewczyna, która jest prawie normalna – nie ukrywam, że ta postać składa się z wielu dobrze nam znanych schematów. Przyjaźni się głównie z płcią przeciwną, jednak nie dostrzega zainteresowania z ich strony, no i drze koty z innymi dziewczynami, bo są zazdrosne. Zapomniałam jednak wspomnieć, dlaczego jest tak wyjątkowa – otóż doskonale wie, co kryje się w mroku i ma wiele sekretów związanych z nadprzyrodzoną częścią społeczeństwa. To ogólnie twarda babka, która w sumie jest sierotą – o tyle dobrze, że ma wuja, u którego mieszka, jest dosyć odważna, ale i przezorna. Co więcej, okazała się być przyjacielska, jednak nie zawsze. Polubiłam ją, zrobiła na mnie przyjemne wrażenie, choć trzeba przyznać, że tego typu postacie były charakterystyczne dla takich typowo wattpadowych historii.
„Nieugięta” jest obfita w wiele interesujących postaci – czy to dobrych, czy złych, jednak najważniejsze to z pewnością Nate – wuj Sary, który nie jest wtajemniczony w te całe nadprzyrodzone sprawy. Potem mamy Rolanda i Petera, którzy są naprawdę dobrymi kumplami i chyba rodziną, mocno się ze sobą trzymają i w dzieciństwie przygarniają Sarę do paczki, jednak i oni mają swoje sekrety, które wychodzą w mało przyjemnym i odpowiednim momencie. Oprócz wymienionych mamy do czynienia również z różnorodnymi stworzeniami nadprzyrodzonymi, które mają spory wpływ na życie dziewczyny i albo są do niej przyjaźnie nastawione, bądź neutralnie lub wręcz przeciwnie i wtedy dopiero zaczyna się dziać.
W kwestii fabuły nie ma nawet wątpliwości, że to czysta fantastyka, która niby kręci się wokół motywu romansu, ale finalnie go nie uświadczymy – trzeba przyznać, że faktycznie czuć taki nostalgiczny klimat, który jest ukazany w sumie dosyć oryginalnie, autorka postawiła na różnorodność rasową i sporą ilość akcji, zatem mamy tu sporą dynamikę. Karen Lynch ma naprawdę interesujące pióro, przyjemne w odbiorze i to wszystko okraszone lekkim i niezbyt wymagającym językiem – jednak co mi się rzucało w oczy to literówki, było ich trochę zbyt dużo, żeby można było to uznać za pomyłkę bądź przeoczenie, ale można na to trochę przymknąć oko. Trzeba też przyznać, że autorka potrafi naprawdę zaciekawić i zachęcić do sięgnięcia po kontynuację, a seria „Nieugięta” ma aż siedem tomów, które mam nadzieję, zostaną wydane, bo jestem bardzo ciekawa, co jeszcze autorka jest w stanie nam zaoferować.
Okładka jest w sumie dosyć okej, w porównaniu z oryginałem wygląda zdecydowanie lepiej, jest dosyć klimatyczna i po części oddaje tajemniczość tej powieści.
Reasumując, „Nieugięta” miło mnie zaskoczyła – można oklepany temat i pewne schematy przedstawić dosyć oryginalnie i świeżo (książka oryginalnie została wydana w 2014). Jak wspominałam, autorka ma naprawdę niezłe pióro, przyjemne w odbiorze. Czytało mi się dobrze, bardzo się wciągnęłam i jestem ciekawa rozwoju akcji. Polubiłam bohaterów - byli różnorodni pod wieloma względami, momentami było dosyć zabawnie, wczułam się w tę powieść. Bardzo polecam, jeśli lubicie wracać do starych klimatów, które są przedstawione dosyć oryginalnie i przyjemnie.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)