"Jednak najgorsze rany nie zostawiały śladu."Książki Leigh Bardugo ciekawiły mnie już dosyć długo i w sumie nie wiem, co mnie tak długo powstrzymywało przed przeczytaniem, więc gdy nadarzyła się okazja, skusiłam się na „Dziewiąty Dom”.
Główną postacią jest Alex Stern, młoda dziewczyna, która w sumie nie powinna nawet przeżyć, a trafiła na pierwszy rok w Yale i nawet dostała dosyć ważną rolę. Trzeba przyznać, że na początku niewiele o niej wiemy, jej historia jest zagmatwana i nie do końca taka, jaka nam się wydaje. Alex ma burzliwą przeszłość, jednak w Yale „tworzy” sobie czystą kartę, kreuje się na nowo – cicha, dosyć pracowita i inteligentna, a z pewnością tajemnicza i „niedostępna”, jednak dosyć ją lubiłam – była charakterystyczna, uparta i interesująca w pewnym stopniu. Choć nie ukrywam, że czasami bywała irytująca i nie słuchała wtedy, kiedy powinna. Ta postać ma spory potencjał i sporą szansę rozwoju, jednak nie ukrywam, że kto inny skradł moje serce.
"Alex nie do końca wiedziała, za czym tęskni, tyle tylko, że bardzo brakuje jej czegoś, a może kogoś, kim nigdy nie była."
Tą osobą był nie kto inny, jak Darlington – czyli Daniel Arlington, Wergiliusz domu Lete. To naprawdę interesująca persona – diabelnie inteligentna, wyrafinowana, dobrze wychowana i zakochana w swojej pracy. Co więcej, to jeden z ostatnich dżentelmenów… Bardzo jednak żałuję, że zostało mu poświęcone tak mało czasu, był jedną z ciekawszych, o ile nie najciekawszą postacią w „Dziewiąty Dom”. Żeby nie było, autorka przygotowała parę(naście) innych postaci – mniej lub bardziej interesujących, no i przyznam, że wydawali mi się dosyć dobrze wykreowani – jest ich dosyć sporo, ale Leigh Bardugo poświęciła im w sumie sporo uwagi – zważając na fakt, że to raczej mniej ważne, poboczne postacie, które z pewnością potrafią zaskoczyć i zmusić do weryfikacji, komu warto ufać, a komu nie.
Przyznam, że skusił mnie opis i fabularnie wydaje się być dosyć oryginalna, ale nie będę ukrywała – to nie do końca to, czego się spodziewałam, moje oczekiwania niezbyt się spełniły (jednak mogłam się tego spodziewać i podejść do niej z czystą głową). Jednak nie jestem zawiedziona, bo Dziewiąty Dom nie jest złą książką, bardziej bym ją zaklasyfikowała jako średnią. Chciałabym powiedzieć, że to dynamiczna powieść – aczkolwiek nie do końca byłoby zgodne z prawdą, bo brakowało mi tu tej odrobiny więcej werwy. Jest dosyć tajemnicza, ale też mocno zagmatwana – teraźniejszość często miesza się z retrospekcjami, brakowało mi ty takiego konkretnego rozdzielenia czasu akcji. To moja pierwsza książka Leigh Bardugo i nie ukrywam, że ciężko było mi się wciągnąć, początkowo pióro było trochę monotonne, ale potem zaczęło mi się bardziej podobać, a autorka wprowadziła humor sytuacyjny. Podobały mi się postacie, które Leigh wykreowała – były dosyć barwne i charakterystyczne. Uwielbiam wszelakie mapki i inne urozmaicenia, a tu jest naprawdę ładna i szczegółowa mapa Uniwersytetu Yale (New Haven), na którą trafiłam na samym końcu i w sumie przez przypadek.
"Jednak jak większość błędów, popełnienie tego sprawiło jej przyjemność."
Do przeczytania skusiła mnie też okładka – raczej niezbyt obfita w szczegóły (no, chyba że liczymy łuski węża). Jest dosyć mroczna, ale ma w sobie pewien magnetyzm, no i została wydana w twardej i porządnej oprawie i doceniam tasiemkę, która służyła jako zakładka.
Reasumując „Dziewiąty Dom” to interesująca powieść, dosyć oryginalna, aczkolwiek była też chaotyczna i nieco niespójna – jednak gdzieś czytałam, że ta seria ma liczyć aż 5 tomów, więc można na to przymknąć trochę oko. Język określiłabym jako przystępny, niezbyt wymagający. Jak wspominałam już wcześniej - „Dziewiąty Dom” nie jest złą książką, zaliczyłabym ją do średnich, bez efektu wow. Polecam jednak indywidualnie ocenić tę powieść, bo wiadomo, że wy możecie zupełnie inaczej odebrać „Dziewiąty Dom”.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)