"Nigdy nie czego nie wymuszaj [...]. Jeśli coś wy musisz, to przegrasz. W życiu wygrywa się cierpliwością i wytrwałością. Nie śpiesz się, szukaj rozwiązania, a jeśli nie przyjdzie ci ono do głowy, cofnij się, oceń ponownie sytuację i spróbuj raz jeszcze."Dawno nie miałam okazji czytać książki z motywem sportowym i stwierdziłam, że to dobra okazja, gdy na horyzoncie pojawiła się na „Na jedną noc”, zachęcił mnie opis i w sumie zapowiadała się nieźle.
Anna Jones to młoda kobieta, studentka, która w sumie nie do końca wie, czego chce od życia – specyficzna, trochę zbyt depresyjna. Nie ukrywam, że dosyć mnie irytowała – wiecznie marudna, ale inteligentna, choć raczej niezbyt dojrzała, uparta i cięta na sportowców. Gdy została oczarowana przez Drew zrobiła się nieciekawa, bardzo egoistyczna i oziębła. Jej postać niezbyt przypadła mi do gustu, mocno mnie drażniła, jednak jeśli chodziło o przyjaźnie, to wydawała się być dosyć dobrą przyjaciółką, dba o swoich bliskich, jednak ta lista wydaje się zamknięta na cztery spusty, aczkolwiek z pewnością znajduje się osoba, która będzie w stanie stopić lód w jej sercu.
Drew Baylor jest gwiazdą uniwersytetu i futbolu, są w nim pokładane naprawdę ogromne nadzieje, w końcu jest rozgrywającym. Pierwsze co przychodzi na myśl, gdy się go widzi, to z pewnością – przystojny półgłówek, któremu wszystko przychodzi z łatwością, no i jedyne co umie to futbol. To typowo stereotypowe podejście, w tym wypadku bardzo mylne – wraz z bliższym poznaniem zyskuje, okazał się być inteligentnym i wrażliwym chłopakiem, który na wszystko ciężko sobie zapracował. Jego akurat lubiłam, był naprawdę miły i inny niż mogłoby się oczekiwać od gwiazdy futbolu. On również był bardzo uparty, dążył do celu, był uczciwy i przyjacielski, jednak życie nie do końca go rozpieszczało, musiał sobie dosyć szybko poradzić samemu i warto zwrócić na niego większą uwagę.
"Kiedyś myślałam, że jeśli dowiem się, co chcę robić w życiu, wszystko samo się ułoży. Teraz - wzruszam ramionami - myślę, że idealna praca, dom czy życie nie są szczęściem. To nie jest cel, wiesz? Tylko seria chwil. I czy właśnie nie z tego składa się życie? Z chwil? Tu i teraz?"Fabularnie to nic wymagającego, ale jednak spodziewałam się czegoś innego, nie ukrywam delikatnego rozczarowania, bo przyznam, że liczyłam na odrobinę więcej fabuły w fabule, aniżeli seksu co chwilę – tak zdaję sobie sprawę, że głównie na tym opiera się ten rodzaj powieści, jednak zawsze można było to napisać nieco lepiej i mniej nudno. Kreacja bohaterów nie jest taka zła, ale raczej szału nie było. Kristen Callihan ma całkiem niezłe pióro, lekkie i przyjemne w odbiorze, ma językowo „Na jedną noc” jest przystępne – dialogi nie są sztywne, ale też nie są na powalającym poziomie. Przykro też stwierdzić, że była średnio dynamiczna i niezbyt mnie wciągnęła i z pewnością nie będę jej jakoś dobrze wspominać, nie ukrywam też lekkiego rozżalenia, bo książka ma 448 stron, a wciągnęłam się raptem przy końcówce, więc liczę, że kolejna książka z tej serii będzie nieco lepsza.
Okładka… No cóż, kojarzy mi się z trendami sprzed 6 lat, bo wtedy gołe klaty na prawie cały format były niezwykle popularne, teraz natomiast uważam ją za średnią, nie porywa mnie.
Reasumując, mam dosyć mieszane uczucia – niby nie było tak źle, ale… No właśnie, to "ale" jest dosyć istotne, bo przyznaję, że to lekka książka, z pewnością nie należy do wymagających, bo skupia się głównie na cielesnych uciechach. Czuję pewien zawód po tej powieści, bo spodziewałam się czegoś nieco innego, opis był mylny, chociaż pióro było całkiem znośne. Kristen Callihan dostanie ode mnie kolejną szansę przy okazji drugiego tomu serii Game On i mam nadzieję, że tym razem się nie zawiodę i być może wymaże to złe pierwsze wrażenie. Niemniej ja nie jestem wybitnie zadowolona, ale wam może się spodobać.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)