"Książka jest jak lustro. Zawsze widzimy w niej siebie."Po przeczytaniu „Malamander” byłam ciekawa, jak dalej się potoczą losy młodego pracownika Biura Rzeczy Znalezionych – Herbiego Lemona i jego przyjaciółki Violet Parmy. W sumie długo nie trzeba było czekać na „Gargantis”, jednak czy byłam równie zadowolona, co w przypadku powieści „Malamander”?
Herbert Lemon, około dwunastoletni chłopiec, dosyć zaradny jak na swój wiek i zatrudniony w Hotelu Grand Nautilus w Biurze Rzeczy Znalezionych - tak w ramach przypomnienia, mieszka tam od dawna, jest sierotą i wygląda na to, że nigdzie się wybiera. Przyznam, że go lubiłam, należy do tych bardziej spokojnych postaci – nie jest zbyt wymagający, ale za to zaskakuje odpowiedzialnością, inteligencją i powagą, która w teorii nie jest oczywista dla dwunastolatka. Ogólnie ciężko go nie lubić, choć zdarza mu się być trochę zbyt wścibskim i ciekawskim, Violet ma na niego ogromny wpływ, ale czy dobry? W pewnym sensie tak – Herbie nabiera odwagi i coraz lepiej sobie radzi jako detektyw.
"Gargantis uśpiony, Port dobrze strzeżony. Gargantis zbudzony, Port wstrząsem rażony i wszystko wpada do morza."
Violet Parma jakiś czas temu wparowała w życie Herbiego z butami i została – to naprawdę interesująca postać, również ma dwanaście lat i ona także została osierocona, jednak teraz przynajmniej ma świadomość tego, co się wówczas wydarzyło. To totalne przeciwieństwo Herberta – rozgadana, wszędobylska i chyba trochę zbyt pobudzona, jednak jest też przyjacielska, uczynna i przede wszystkim inteligentna, ona również ma pracę, o ile pomoc w księgarni się liczy. Lubiłam ją, choć momentami nieco mnie drażniła – ale ostatecznie wprowadziła sporo dynamiki i to ona zachęcała do szukania przygód. Reszta postaci nie jest tak istotna, jak Herbie i Violet, ale również potrafią zaciekawić.
„Malamander” był naprawdę oryginalną lekturą, to samo mogę powiedzieć o „Gargantis” - to młodzieżówka z domieszką fantastyki i dosyć subtelnym wątkiem kryminalnym, na szczęście rozmiar czcionki nie jest zbyt mały, powiedziałabym nawet, że jest nieco większy niż standardowy, przez co czyta się przyjemnie i szybko, to nic wymagającego. Thomas Taylor ma interesujące pióro – może nie jest jakieś unikatowe, ale jednak kwestia językowa też nie jest zbyt wymagająca, nic szczególnego. Kreacja bohaterów okazała się być nawet niezła – są barwni, zaradni i z pewnością charakterystyczni. Co więcej, nie jest to zbyt długa powieść, jak wspominałam, czyta się błyskawicznie przede wszystkim przyjemnie.
Kwestia okładki i tym razem jest dosyć prosta – jest ładna kolorystycznie i dosyć mroczna, grafika też jest interesująca. Co więcej, w środku znajduje się świetna mapka – szczegółowa i nieco inna niż w poprzednim tomie. Oczywiście są też ładne ilustracje w środku.
"Tak naprawdę nie chodzi o zagubione przedmioty. Chodzi o ludzi, którzy je zgubili."
Reasumując, „Gargantis” okazał się naprawdę przyjemną i interesującą kontynuacją Malamandra. Jestem ciekawa, co autor nam przedstawi w trzecim i bodajże finalnym tomie Eerie on Sea i jakie przygody czekają Violet i Herbiego. Bohaterowie są charakterystyczni i inteligentni, da się ich lubić. Na największą uwagę zasługuje, według mnie, mapka, która pokazuje nam szerzej Widmowy Port, a także ilustracje przedstawiające niektóre sceny. Pozostało mi tylko polecić tę książkę, jest lekka i przyjemna, starsi czytelnicy powinni również docenić „Gargantis”
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)