Zbyt częste spoglądanie w przeszłość nic nie da, niczego nie zmieni, nie naprawi popełnionych błędów, za to może sprawić, że człowiek pogubi się w teraźniejszości i nie zbuduje przyszłości.
Dzisiaj mamy przed sobą ostatnim tom trylogii Owoców zatrutego drzewa, która może i trochę poleżała zanim się za nią zabrałam, ale jak już to zrobiłam, to poszła błyskawicznie. Po szoku jaki zgotował tom drugi, nie mogłam sobie odpuścić poznania zakończenia. Miałam nawet kilka domysłów, jednak żaden się nie sprawdził...
Zaczyna się wojna. Los nie jest dla nikogo łaskawy. Młodzi mężczyźni zaciągają się do wojska, żeby walczyć za swój kraj, a kobietom pozostaje w nadziei oczekiwać na ich powrót. Polacy z nadzieją spoglądają w przyszłość i na powrót ojczyzny na mapy, jednak aby coś zyskać, czasem trzeba coś stracić...
-Nie mam innego wyjścia, proszę pani. A jak się go nie ma, to trzeba jakoś sprostać sytuacji. Od lat niczego innego nie robię.
Mijają lata, a nasza bohaterka Kinga z butnej młodej panny, dojrzewa i zaczyna obserwować jak nowe pokolenie stawia czoła codzienności. Życie nie szczędzi jej cierpień, ale nie brakuje również tych dobrych chwil. Zdecydowanie uznałabym tę część za najbardziej spokojną, gdzie większość spraw zmierza ku rozwiązaniu. Dużo jest smutku, melancholii i takiego odczucia przemijania. Zaczęłam się zastanawiać kiedy spojrzę na swoje zdjęcia z obecnego okresu i pomyślę o tym, że te czasy nie wrócą, że człowiek się starzeje...
Nie ma tu zbyt wielu porywów serca - czyli tego, co większość z nas lubi w takich historiach. Kinga jest dorosła i nawet jej myślenie na przestrzeni lat się zmienia. Brakowało mi podczas czytania jej dawnej energii.
Jak to w ogóle możliwe, że ludzie na całym świecie tracą głowę dla kogoś, kto absolutnie na to nie zasługuje?
Trylogia była naprawdę ciekawa. Podobał mi się sposób prowadzenia akcji oraz bohaterowie. Nie było tutaj fajerwerków jakich można doświadczyć w młodzieżówkach, czy fantastyce. Fabuła szła do przodu powoli i bez jakichkolwiek efektów wow. Ot można by powiedzieć, że to książka jakie pisze niektórym życie, a sami dobrze wiemy, że nie jest ono tak kolorowe, jak byśmy chcieli.
Pojawia się trochę historii, co wcale nie dziwi, gdyż autorka skończyła studia na tym kierunku. W dodatku zbudowała taki klimat miejsc, że sama chciałabym móc pochodzić - głównie po Krakowie i poczuć trochę powiew starych czasów, jednak nie wiem czy jest możliwe w codziennej ludzkiej bieganinie.
Zorientowałam się też całkiem niedawno, że dylogia Kuzynka Marie jest również spod pióra pani Agnieszki Janiszewskiej, a znajduje się ona na naszej stronie. Co prawda minęły już od tego czasu prawie dwa lata, jednak pamiętam ten przyjemny klimat, a także czasy wojenne, które wprowadzały tam melancholie.
Polecam zapoznać się z twórczością autorki - zwłaszcza jeśli ktoś lubi lekkie, a zarazem smutne historie o zwykłych ludziach, dziejące się w czasach wojennych.
Pozdrawiam
Klaudia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)