Tytuł: Oczy Mony Autor: Thomas Schlesser Tłumaczenie: Magdalena Kamińska-Maurugeon Wydawnictwo: Literackie Liczba stron: 464 Ocena: 10|10
Począwszy od utraty samego dzieciństwa, kiedy dowiadujemy się również, czym ono było, dociera do nas, że zawsze będziemy coś tracić.
Choć wiedziałam, że już trochę czasu minęło, odkąd coś napisałam, to nie spodziewałam się, że po ujrzeniu daty sprzed dwóch tygodni będę się tak dziwnie czuła. Nawet nie wiadomo, gdzie uciekł prawie cały kwiecień. Mam ostatnie egzaminy i maraton w pracy, jednak nadzieja tkwi w tym, że wkrótce wszystko się unormuje i będę mogła skupić się na ciekawych książkach, do których dorwałam się w bibliotekach cyfrowych. Tam natrafiłam na Oczy Mony — tytuł, na który patrzyłam z pewnego rodzaju zaintrygowaniem, odkąd trafił na witryny sklepowe. Wiedziałam, że prędzej czy później muszę się z nim zapoznać i — jak się pewnie domyślacie — stało się!
Mona jest dziesięcioletnią dziewczynką mieszkającą w Paryżu. Podczas zwyczajnego dnia, który nie zapowiada rewolucji, traci zdolność widzenia na dłuższą chwilę. Według lekarzy stany te mogą nawracać, a ostatecznie doprowadzić do ślepoty. Rodzice przechodzą do działania — mniej lub bardziej destrukcyjnego — natomiast jest jedna osoba, która przychodzi z innym rozwiązaniem. Dziadek Mony postanawia każdej środy zabierać dziewczynkę do francuskich muzeów, by tam mogła zapoznawać się z dziełami znanych artystów, aby — nawet w przypadku utraty wzroku — mogła pamiętać piękno, którego doświadczyły jej oczy.
Zarówno okładka, jak i tytuł skłaniały mnie do przemyśleń, że powieść będzie dotyczyć sztuki, życia lub powstania obrazu Leonarda DaVinci. Nie spodziewałam się jednak, jak piękną powieść podaruje nam autor — powieść, która będzie jednocześnie drogą przez przemiany, historią o smutku i utracie, a która pod odpowiednim kątem, może zmienić się w dodającą otuchy opowieść o poszukiwaniu szczęścia w każdej sytuacji.
Wraz z bohaterami podążamy korytarzami Luwru i otwieramy się na sztukę, na głębię i refleksje. Przestajemy być zwiedzającymi, którzy z ogromną prędkością przemierzają kolejne sale, aby zobaczyć jak najwięcej, a przystajemy na kilka chwil, by posłuchać, co mówią do nas obrazy, co chcieli przekazać artyści i jak drobne szczegóły potrafią zmienić to, co początkowo wygląda niczym zbiór przypadkowych przedmiotów czy gestów.
Poza tym jest to kopalnia informacji o wielu niesamowitych postaciach. Jest to naprawdę ciekawy i przystępny sposób na zapoznanie się z historią sztuki.
Można by rzec, że jest to uczta dla oczu - choć niefortunnie. Słuchając kolejnych rozdziałów, wyszukiwałam dane obrazy bądź rzeźby w Internecie, żeby zobaczyć wszystko to, o czym opowiada dziadek Henry.
Jest to na pewno pozycja dla osób, które nie tylko interesują się sztuką, ale przede wszystkim dla tych, którzy wybierają się do Paryża, aby kontemplować i nie być pochłaniaczami, a uważnymi obserwatorami i koneserami sztuki minionych epok. Przekazuje głębię uchwyconych na płótnie detali i opowiada historię każdego z artystów.
Przeplatana filozoficznymi przemyśleniami, w zderzeniu z dziecięcą perspektywą, ukazuje, jakie zmiany następują w naszej małej bohaterce.
Jedyne, co mogę zrobić, to polecić.
Pozdrawiam, Klaudia ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)